Samosabotaż

Co by było gdyby

Jestem osobą ambitną, ale także łatwo sabotującą własne wysiłki. To dlatego osiągnięcie czegokolwiek zajmuje mi więcej czasu, a osiągnięcie pewnego rodzaju sukcesu w życiu wydaje się dla mnie tak odległe, niemal niemożliwe. Kiedy dotrzymuję sobie obietnic i utrzymuję dyscyplinę oraz rutynę, wszystko idzie dobrze, i widzę rezultaty mojej pracy. Problem pojawia się, gdy osiągnę sukces; wpadam w panikę. Stare historie o sobie samej wypływają na powierzchnię, i sabotuję swój własny sukces.

Historia bloga, który zaczął zdobywać pewną popularność.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam wiele o blogowaniu. Po prostu miałam chęć tworzenia i dzielenia się. Nie miałam planów ani wizji. Na początku wybrałam pewny temat, ale szybko go porzuciłam, bo nie mogłam się z nim utożsamić i zrozumiałam, że kontrowersje nie są moją stroną. Jednak, kiedy wygłosiłam swoje uczucia dotyczące własnych kompleksów i narodzin mojego wewnętrznego krytyka, coś kliknęło. Ten artykuł trafił w sedno. Otrzymywałam komentarze wsparcia oraz takie jak „Mam to samo!”. To był słodki znak, że idę we właściwym kierunku. Dlatego kontynuowałam pisanie o swoich uczuciach, emocjach, „traumatach” z dzieciństwa i relacji z matką. Byłam surowa, szczera i wrażliwa, i ludzie to doceniali. To nie tylko pomagało innym poczuć się bardziej zrozumianymi i mniej osamotnionymi w swoich problemach, ale także było dla mnie katharsis.

Przez każdy artykuł zagłębiałam się coraz bardziej w to, dlaczego żyłam na emocjonalnej huśtawce i dlaczego nie chciałam rozmawiać z matką. Wyrażałam swoją złość, smutek i frustracje dotyczące jej traktowania mnie jako dziecka, a potem w dorosłym życiu, i jak to wpłynęło na moje podejście do relacji oraz moje postrzeganie samej siebie. Dzieliłam się niewypowiedzianymi historiami, które coraz więcej czytelników chciało czytać. Pomagając sobie, pomagałam innym. Czerpałam z tego radość, i widziałam, jak rosnę i zmieniam się jako osoba. Czułam, że przyczyniam się do czegoś ważnego dla świata i społeczeństwa. Nagle moje problemy, a raczej ich dzielenie, stały się remedium na problemy innych osób. Czuli się słuchani, zrozumiani i połączeni. Mój blog rósł, i zaczęłam otrzymywać maile nie tylko od obcych ludzi, ale także od starych przyjaciół, którzy znaleźli mój blog.

Jednak pewnego dnia otrzymałam nieoczekiwany email.

Mama przeczytała mojego bloga

To był list od mojej mamy. Przeczytała mój blog, włącznie z wszystkimi artykułami, w których wyrażałam swoje uczucia dotyczące tego, jak mnie denerwowała tu i tam, i jak winiłam ją za wiele moich życiowych porażek.

Gdybyś mnie zapytał, co by się stało, gdyby moja mama znalazła mój blog, zanim to się stało, pewnie bym powiedziała pewnie, że tak się oburzyłaby, że przestała by ze mną rozmawiać.

No cóż, było zupełnie inaczej.

Moja mama wyraziła głęboką podziw dla mojego bloga. Pochwaliła moje umiejętności pisania. Przyznała, że wiele rzeczy ją zbulwersowało, ale przyjęła to do wiadomości. Przyznała, że nie zdawała sobie sprawy, że jej zachowanie czy słowa tak bardzo mnie dotknęły. Powiedziała, że zawsze starała się wychować mnie na dobrego człowieka i przepraszała, jeśli czułam, że zawiodła.

Po dojściu do tego, jak ona do cholery znalazła mój blog (przez przypadek odpowiedziałam na jej emaila z podpisem, w którym był link do mojego bloga), zaczęłam płakać.

Nie mogłam uwierzyć, że moja mama nie tylko uważała moje pisanie za dobre (mimo jej wcześniejszej krytyki za brak czytania wystarczającej liczby książek i niemal niezdanie matury z polskiego), ale też nie zaczęła stosować wobec mnie oziębłości, jak to miała w zwyczaju, kiedy nawet lekko ją krytykowałam.

Byłam naprawdę wzruszona i pod wrażeniem jej reakcji.

Wykazała mądrość, o której nie miałam wcześniej pojęcia. Wyraziła współczucie, zrozumienie i gotowość do kontynuowania dialogu ze mną.

Zaczęliśmy wymieniać maile. Te maile zainspirowały mnie do rozpoczęcia na moim blogu nowej serii zatytułowanej „Moja Mama Przeczytała Mojego Bloga”. Sprawiło to, że mój blog stał się jeszcze bardziej szczery, bezpośredni i transparentny. Przyciągnęło to więcej czytelników, ale dostałam też swoją pierwszą krytykę. To znak, że jest się na dobrej drodze…

Nie jestem pewna, co dokładnie sprawiło, że przestałam pisać na moim blogu. Wydawało mi się, że to dla mnie zbyt wiele. Z jednej strony była „sława” i widoczność, moja mama była dumna ze mnie i mojej pracy, ludzie się do mnie zwracali (dostałam nawet propozycję udziału w wywiadzie w polskiej telewizji narodowej, i wygrałam nagrodę za jeden z moich artykułów w konkursie online). Z drugiej strony

stawałam się kimś, kto nie pasuje do mojej starej historii o sobie.

Byłam blogerką, ćwiczyłam, zdrowo się odżywiałam, dotrzymywałam zobowiązań, zawierałam nowe znajomości i dostawałam komplementy.

Więc co zrobiłam?

Sabotowałam to.

Pisałam coraz mniej i mniej, aż w końcu przestałam blogować całkowicie. Wrzuciłam się w autodestrukcyjny tryb życia i toksyczną relację.

Wszystko, nad czym tak ciężko pracowałam, przepadło, a winę ponosiłam tylko ja. Niektórzy mówili mi, że nie powinnam być tak surowa dla siebie. Być może ten blog miał służyć mi jako most do ponownego nawiązania kontaktu z moją mamą i nic więcej. To mogło być prawdą, i w końcu udało mi się to zaakceptować, ale zawsze żałowałam, że nie kontynuowałam pisania na tym blogu. To było jak moje własne miejsce, które stworzyłam. To były moje serce i dusza. A mimo to nie mogłam kontynuować.

Być może i był to tylko rozdział w moim życiu. Próbowałam pisać i dzielić się nowymi historiami na blogu, ale jakoś nie czułam, że tamten blog to odpowiednie miejsce. Jakby ta osoba, która założyła bloga, wypełniła swoją misję i musiała przejść do czegoś innego, rozpoczynając nowy rozdział.

Historie, które opowiadamy sobie o sobie samych

Dzielę się tym tutaj po to, aby pokazać, jak historie, które opowiadamy sobie o sobie samych, mogą nas powstrzymać przed odnoszeniem sukcesów w życiu. Powinnam była kontynuować pisanie, być może na innym blogu, ale zachować impet i kontynuować dzielenie się moimi historiami – nowymi historiami. Zawsze miałam wiele do podzielenia się i powiedzenia. Moja wrażliwość była moją siłą. Nie bałam się być szczera i otwarta na temat mojego życia. Wierzyłam, że moje doświadczenia mogą pomóc komuś tam na świecie. Ale przestałam. Całe to działanie zaczęło kręcić się tylko wokół mnie, a mój ego, które lubi trzymać mnie w starych historiach, przejęło kontrolę i sabotażowało moje wysiłki.

Rozpoznanie momentu, w którym próbujesz zniszczyć swój sukces, wymaga ogromnej samoświadomości.

Być może nie będę mogła wrócić na ten blog, ale mogę zbudować coś nowego i tym razem – nie poddawać się. Bo teraz wiem, że poddawanie się może początkowo wydawać się łatwiejsze, ale w końcu przyniesie rozczarowanie.

Uparta i niecierpliwa introwertyczka. Jednego dnia tryska radoscia, drugiego dnia rozczula sie nad soba. Wulkan sprzecznosci. Na swoim blogu probuje znalezc odpowiedzi na pytania "Jak byc soba?", "Czym jest milosc?" i "Jak sie w zyciu ogarnac?"

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *