Gdzie jest dom? Czyli o życiu na emigracji.
Od 10 lat mieszkam w UK i przez większość czasu było mi dobrze. Oderwana od relacji rodzinnych, odcięta od dawnych znajomości i zachłysnieta nowym życiem w UK byłam zadowolona i przekonana, że ja już nigdy nie pomyślę o powrocie do Polski. Na pytania ’To kiedy wracasz?’ wzruszałam ramionami i oburzałam się, że ludzie nie rozumieją, że ja swoje życie mam teraz tam, na wyspach. Dziś zapytana o to samo, wciąż wzruszam ramionami, ale jednocześnie oczy zachodzą mi łzami, bo serce krzyczy – chcę do domu!
Kiedy podejmowałam decyzję o emigracji, miałam dwa główne powody: odciąć się od kontrolującej mamy oraz zapomnieć o byłym. Uciekałam od bałaganu, które przyniosło mi życie. Chciałam się 'wykorzenić’ i poznać siebie bez manipulacji matki, nierozważych i romantycznych podpowiedzi zagubionego serca oraz wspomnień, które zaburzały rzeczywistość.
Przekonałam siebie bardzo skutecznie, że nic mnie już w Polsce nie trzyma i szczęścia muszę szukać gdzie indziej.
Wyjechałam bez planu. Jedyne na co miałam nadzieję, to odnaleźć miłość, bez pojęcia czym ona jest.
Na początku podobało mi się, że zaczynam z czystą kartą, od zera, gdzie nikt mnie nie zna wiec mogę stworzyć siebie na nowo. W wielkim mieście byłam anonimowa.
W życiu na emigracji najtrudniejsze jest nawiązywanie nowych głębokich relacji. Z jednej strony jest ogrom możliwości, bo przecież jest mnóstwo okazji do spotkań towarzystkich. Nowa praca – nowi znajomi. Nowe współdzielone mieszkanine – nowi znajomi. Nowe miejsce zamieszkania – kolejne znajomości. Jak się jednak okazało, ja mam trudności w nawiązywaniu relacji. Nauczyłam się o sobie tego, że ja jestem introwertykiem lubiącym swoje towarzystwo i ceniącym spotkania z osobami, które coś do mojego życia wnoszą. Męczy mnie spotykanie się dla samego spotykania i gadki o niczym. Co więcej, sposób bycia anglików jest nieco inny od polskiego. Ich powiedzonka w stylu 'Koniecznie musimy sie spotkac! Zadzwonie to się umowimy na kawe! Tesknie za Tobą!’ są powierzchownymi stwierdzeniami mającymi na celu tylko i wyłącznie pokazanie, że jest się 'miłą’ osobą. Ja w swoim polskim rozumieniu, brałam te stwierdzenia na serio zawiedziona później, że większość osób, zapominało o swoich deklaracjach w mgnieniu oka.
Prawdą jest też to, że z wiekiem ludzie mają mniej czasu dla znajomych, bo w pędzie życia praca-dom jedyne na co w weekend mamy ochotę, to spędzić spokojny wieczór z najbliżyszm partnerem lub nadrabiając domowe obowiązki.
Odwiedzając Polskę przynamniej raz na rok, spotykałam się ze znajomymi z liceum i studiów i cieszył mnie fakt, że pomimo takiej rozłąki i sporadycznych kontaktów w między czasie, nasze głębokie więzi przetrwały.
Tego mi dzisiaj brakuje.
Wiele z moich koleżanek ma już dzieci a ja odkryłam, że lubię być ciocią 🙂
Na odległośc ciężko nawiązać bliską więź z 2-4 latkiem więc ważne jest by widywać się regularnie. Tam w UK nie mam takich możliwości.
Tam jednak wciąz czuję się jak nie u siebie. Jakoś obco. Zagubiona. Stąd moje pytania: Gdzie jest dom?
Nim podejmę decyzję o powrocie, muszę mieć absolutną pewność, że ja chcę faktycznie wrócić do domu, do swoich korzeni i w końcu się zakotwiczyć, a nie znowu przed czymś uciec.
Moje obecne życie mnie nie satysfakcjonuje. Mam związek, ale nie mam miłości, ktorej tak poszukuję. Być może dlatego, że zajęło mi trochę czasu zrozumienie, że prawdziwą miłość warto najpierw odnaleźć w sobie. A miłość do samej siebie może właśnie oznaczać podjęcie decyzji w zgodzie ze swoim sercem i zaakceptowanie faktu, że czasami może to oznaczać zranienie kogoś.
Kiedy jednak pomyślę o swoim życiu w perspektywie 10 kolejnych lat, to nie wyobrażam siebie nigdzie indziej jak bliżej domu. Bliżej siostry, z którą tak mi się poprawił kontakt od czasu wyjazdu. Z moją siostrzenicą, z którą mamy tak wiele wspolnego (między innymi spaczenie przez moją mamę a jej babcię). Bliżej znajomych przy których czuję się na prawdę sobą, a którzy w perspektywie czasu mogą stać się moją rodziną, bo choć sama nie chcę mieć dzieci, chętnie przyjmę rolę dobrej cioci. Chcę być także bliżej rodziców, bo mam świadomośc tego, że w ich wieku i stanie zdrowotnym ja w każdej chwili mogę otrzymać smutną wiadomość. I ja nie chcę aby to się stało, gdy będę tysiąc kilometrów od domu.
Być może patrzyłabym na to wszystko zupełnie inaczej, gdybym spotkała tam 'swoją osobę’ i ułożyła sobie z nią szczęśliwe życie. Tak się jednak nie stało i dochodzę do wniosku, że tak stać sie nie miało. Wszystkie związki, których doświadczyłam podczas mojego długiego pobytu w Uk miały jakiś cel. Miałam w nich nauczyć się czegoś o sobie i wyciągnąć jakaś lekcję. I być może lekcją mojego ostatniego związku będzie to, że ja cenię sobie korzenie rodzinne oraz kulturowe i że moim domem jest Polska.
Stoję także przed kolejnym etapem w moim zyciu zwanym dorosłością. To zagubione wewnętrzne dziecko, chce w końcu stabilnego domu, konkretnego celu na życie i poprowadzenia za rękę, by móc się spełnić zawodowo. Jestem także gotowa na dojrzałą miłość, która choć nie bedzie idalna, to będzie taką na całe życie… Taką, któa będzie moim domem. W domu.

