Kiedy Twoje życiowe powołanie wciąż Cię wzywa
Zawsze zadawałam sobie te pytania: Co powinnam zrobić ze swoim życiem? Jaki jest mój cel?
Często czułam się zablokowana lub przytłoczona. Zaczynałam coś i zanim skończyłam, przechodziłam do kolejnego pomysłu lub projektu. Wciąż nie znalazłam klucza do trzymania się planu i ukończenia tego, co zaczynam. Być może dlatego, że zadawałam złe pytania lub ignorowałam moje wewnętrzne wezwanie i odpowiedzi, które sobie dawałam.
Dziś, jak w każdy inny poniedziałek, miałam trudności z koncentracją i rozpoczęciem dnia. Postanowiłam więc przejrzeć notatniki, które wypełniałam przez ostatnie dwa lata. Odkryłam wspólny mianownik w moich pomysłach. To było odkrywcze, ponieważ stało się dla mnie jasne, że gdybym przestrzegała swoich planów lub zamieniła swoje pomysły w konkretne strategie działania, byłabym dzisiaj znacznie dalej. Ale nie zamierzam się za to biczować. Przypuszczam, że na tamtą chwilę nie byłam gotowa, zostałam rozproszona codzienną przeciętnością lub pozwoliłam swojemu wewnętrznemu krytykowi powstrzymać mnie przed działaniem. Dziś czuję, że nie chcę marnować kolejnego roku na zapisywanie pomysłów bez podejmowania kroków celem ich realizacji. To jest bez sensu i raczej dołujące – marnowanie sojego czasu, możliwości i talentów, tylko dlatego, że pozwoliłam swojemu zakompleksionemu ego przejąć stery.
Zdałam sobie sprawę, że zamiast tworzyć z perspektywy osoby umniejszonej przez moje ego, zacznę działać, mówić, i pisać, jakbym już wykonywała te rzeczy, do których dążę. To trochę „fake it till you make it„, ale w bardziej autentyczny sposób. Wiele razy mówiłam „dość już tego!” ale tym razem jestem naprawdę zdecydowana. Jak długo jeszcze będę czekać na odpowiedni moment? Moje wezwanie, przeznaczenie jest tam, uporczywie mnie wzywając, ponieważ ciągle wracam do swoich starych pomysłów. Jedyna rzecz, której mi brakuje, to podjęcie rzeczywistych działań!
Szczerze mówiąc, nie mam dziś ochoty pisać, ale robię to, aby dotrzymać obietnicy danej sobie i wyzwania, które sobie postawiłam. W tej kwestii znam siebie wystarczająco dobrze i wiem, że jeśli pozwolę sobie na więcej niż dwukrotną przerwę w mojej rutynie, łatwo się poddam. Nie chcę, żeby to miało miejsce. Udało mi się ćwiczyć jogę codziennie, więc zamierzam pisać codziennie, przynajmniej przez pięć dni w tygodniu, żeby wyrobić sobie ten nowy nawyk.
Wydaje mi się, że ten artykuł jest nieco lepszy od poprzedniego, i o to właśnie chodzi. Powoli wracam do pisania, zdejmując rdzę z palców i serca. Może jeszcze wrócę do tego wpisu na blogu, ponieważ temat jest ważny, ale po prostu nie dziś. Niemniej jednak cokolwiek lepsze jest od niczego, kiedy próbujesz ustanowić nowy nawyk. Dlatego cieszę się, że zdyscyplinowałam się, żeby usiąść przed monitorem i napisać przynajmniej 500 słów – to wystarczająco dobre. Mogłabym siedzieć przed telewizorem, ale wiem, że tego jutro bym tego żałowała…
When your calling keeps calling
I’ve always found myself pondering these questions: What should I do with my life? What is my purpose?
I often felt stuck or overwhelmed. I’d start something and, before finishing, move on to the next idea or project. I still haven’t found the key to sticking with a plan and completing what I start. Perhaps it’s because I was asking the wrong questions or ignoring my inner calling and the answers I kept giving myself.
Today, like any other Monday, I struggled to focus and get on with my day. So, I decided to review the notebooks I’ve been filling for the past two years, at least. I discovered a common thread and a pattern in my ideas. It was eye-opening because it became clear that if I had adhered to my plans or turned my ideas into concrete strategies, I would be much further along. But I won’t beat myself up over it. I suppose I wasn’t ready, got distracted, or let my inner critic hold me back. Today, I feel that I don’t want to waste another year merely jotting down ideas without taking action. It’s pointless and rather disheartening – squandering my time, opportunities, and talents, all because I allowed my ego to interfere.
I realized that instead of creating from the perspective of the small person my ego wants me to be, I will start acting, speaking, and writing as if I am already doing the things I aspire to do. It’s a bit of „fake it till you make it,” but in a more authentic way. I’ve said „enough is enough” so many times, but this time it’s for real. How much longer will I wait for the right moment? The calling is there, persistently urging me on because I keep revisiting my old ideas. The only thing missing is me actually taking action!
To be honest, I don’t feel like writing today, but I’m doing it to uphold the promise and challenge I set for myself. I know myself well enough to realize that if I let my routine slip more than twice, I’ll easily give up. I don’t want that to happen. I’ve managed to practice yoga every day, so I aim to write at least five days a week to build this new habit.
I can see that one article is better than the other, and that’s the point. I’m continuously learning to write, scraping the rust off my fingers and heart. I might revisit this blog post as the subject is important, but just not today. Nevertheless, anything is better than nothing when trying to establish a new habit. So, I’m pleased that I disciplined myself to sit in front of the monitor and write at least 500 words – it’s good enough. I could have sat in front of the TV, but I know I’d regret it tomorrow.

